Nie ma się czego bać.. słów parę o Marku…

Muzyka zawsze w moim życiu była bardzo ważna, nigdy jednak nie wystarczało mi, że piosenka ma dźwięki. Musiała mieć jeszcze tekst i to dobry tekst, bo bez tego dla mnie nie warta była słuchania… z czasem przekonałam się , że piosenki z tekstem to przeważnie poezja śpiewana i że próżno szukać tego w telewizorze , bo na szklanym ekranie mogliśmy oglądać tych artystów, którzy mieli układy, a poezja śpiewana nigdy nie była w cenie… Nikt nie zwracał na ten gatunek uwagi, mówiło się nawet , ze to smęty i nudy…
I nagle, w komunistycznej Polsce w latach 60-tych , gdzie wszystko było ładnie poukładane , każdy wiedział czego ma się uczyć , czego ma słuchać , a czego ma nie słuchać -  w Krakowie pojawił się młody kudłaty student architektury , który wyszedł na scenę , zaśpiewał i podbił serca publiczności swoją skromnością, nieśmiałością i  innością…. Wyglądał jak młody cherubinek – grzecznie ubrany w garnitur, pod szyją mucha, kręcone włosy , a wzrok błądzący, wpatrzony gdzieś w dal, jakby cały świat , scena, ludzie nie istnieli… stał w miejscu i ze swoickim spokojem śpiewał w akompaniamencie skrzypiec , wiolonczeli , wydawałoby się coś kompletnie niemodnego, nie z tej epoki…. A taka magia!
Skąd ja to wszystko wiem? Przecież gdy Grechuta  debiutował dopiero co się urodziłam? Urodziłam się , rosłam sobie i słuchałam…. Niektóre teksty, które śpiewał wydawały się znajome.. Mickiewicz, Asnyk, Gałczyński. W szkole polonistki robiły cuda, żeby młodzież chciała czytać poezję,  a on po prostu wychodził, śpiewał, a ludzie słuchali.. Mówi się, że jak ktoś jest w kościele i się modli , to się raz modli, a jak jest w kościele, modli się i śpiewa to się dwa razy modli… Marek śpiewał , śpiewał pięknie , prosto z serca i jeszcze dawał drugie, trzecie życie zapomnianym dawno tekstom klasyków polskiej poezji… potrafił poruszyć najczulsze struny w duszy.. miał w sobie na tyle odwagi, żeby łączyć w jednej piosence teksty kilku autorów, dopisując własne fragmenty.. Powiedziałby ktoś : bezczelny , ja powiem : geniusz! Zawsze, kiedy słucham jego piosenek czuję się lekko i dobrze i nie chodzi tu o optymizm, który nie zawsze musi być, ale o harmonię pomiędzy tekstem , muzyką a wykonawcą… idealna symbioza.. Marek śpiewał o rzeczach ważnych. Wymagało to odwagi, bo nie było w modzie… Kogo dzisiaj obchodzą takie słowa jak : wolność, ojczyzna? Kto by o tym chciał dzisiaj śpiewać oprócz Gruzinów, dla których to zwykła rzecz… pisząc to wspomnienie zerkam na festiwal w Opolu – właśnie jest koncert „25 lat – wolność kocham i rozumiem” wydano specjalną płytę z tej okazji, do której wybrano 50 najważniejszych utworów dla polskiej demokracji – sprawdzam prędko zawartość płyty w internecie i znajduję aż 2 utwory Grechuty! „Wolność” i „Solidarność”. Myślę sobie – jacyś ludzie z głową to wybierali…
Tak naprawdę dla mnie Grechuta to wzruszenia, wzruszenia i jeszcze raz wzruszenia…  to dźwięki i cytaty, które co dnia krążą po mojej głowie, pojawiają się nagle , gdy trzeba i brzmią… mandarynki i pomarańcze, pomarańcze i mandarynki, pani pachnie jak tuberozy ( co to w ogóle jest ? – chciałoby się rzec – nie wiem o czym Pan śpiewa, ale mam nadzieję, że mnie Pan nie obraża? ) gdy cię nie widzę nie wzdycham i nie płaczę…. Ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy…. chciałbym oczu twoich chmurność ocalić od zapomnienia… nie ma się czego bać, nie ma się czego bać….
               Nigdy nie poznałam Grechuty osobiście i już nie poznam. Nie zdawałam sobie nawet sprawy , jak ważny był dla mnie… W październiku 2006 r Polskę obiegła wiadomość : Marek Grechuta nie żyje… nie zastanawiałam się nawet 5 minut, powiedziałam do Pana Krzysia, ( który pracuje ze mną nie wypada tu pisać ile już lat) : jedziemy do Krakowa pożegnać Grechutę. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy. Na rynku głównym od krakowskich kwiaciarek kupiłam dwie piękne białe róże.. dlaczego białe ? nie wiem. Kiedy weszliśmy do kościoła mariackiego ze zdumieniem zauważyłam, że większość tam obecnych ma w ręku jedną różę. Czasami czerwoną, ale najwięcej było białych ? Dlaczego białe ? Nie umawialiśmy się przecież. Potem zastanawiałam się , dlaczego ja wybrałam białą różę i pomyślałam sobie że dlatego, że dla mnie Marek Grechuta nosił w sobie niewinność, czy nawet naiwność dziecka, nie interesowały go układy , powiązania, chciał tylko móc śpiewać i dopóki mógł śpiewał, gdy już nie mógł umarł…
                Pogrzeb Grechuty to najpiękniejszy koncert na jakim byłam, z mistrzem w roli głównej chociaż już bez Niego… Kiedy artyści Piwnicy pod Baranami zaśpiewali Dezyderatę wbiła nam się w mózgi i brzmiała jak dzwon. Tekst z XV wieku aktualny dzisiaj … w hołdzie dla Mistrza… Kiedy wynosili Grechutę z kościoła zagrano na fortepianie „Ocalić od zapomnienia”… Nikt nie śpiewał, tylko dźwięki klawiszy wbijały nam się z mózgi w poczuciu żalu i straty,  że oto coś się właśnie skończyło… Nikt nie śpiewał, ale wszyscy powtarzali w myśli tekst. Nie widziałam nikogo w kościele, kto by nie płakał…. 
          Czym dla mnie jest twórczość Marka Grechuty ? Nieulotną chwilą , która trwa moment, ale nigdy już jej nie da się zapomnieć….                                                      Monika Gawrylak

 

 

Nigdy bym nie pomyślał, że śmierć Marka Grechuty cokolwiek zmieni w moim życiu. Wcześniej, gdy żył, słuchałem jego piosenek, kupowałem płyty, a nawet miałem okazję być na koncercie Marka, gdy studiowałem w Olsztynie.
Wydawałoby się, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. A jednak moja wrażliwość na barwę głosu, treść i melodię piosenek śpiewanych przez Marka Grechutę była tak duża, że chętnie sam to wszystko powtarzałem, podgrywając sobie na gitarze. Od młodych lat śpiewałem te pieśni grechutowe moim znajomym i przyjaciołom na spotkaniach, spływach kajakowych, biwakach, przy ognisku. A przy tym zawsze czułem wielką radość, którą dzieliłem się z innymi.
Obecnie od ośmiu lat, każdego października, organizuję w Olsztynie koncert Pamięci Marka Grechuty. Jak do tego doszło? Jak człowiek nie mający wykształcenia muzycznego, nie występujący na scenie, bez doświadczenia estradowego porwał się na tak duże przedsięwzięcie?
Momentem przełomowym była śmierć Marka Grechuty, która  mnie bardzo zasmuciła. Wtedy uważnie śledziłem doniesienia medialne w prasie, radiu i telewizji, i czułem ogromny niedosyt. Wydawało mi się, że informacje te są skąpe i jest ich niewiele.
Wywołało to we mnie wewnętrzny bunt. Postanowiłem zorganizować w listopadzie, miesiąc po śmierci Marka, koncert jego pamięci, aby sprowokować olsztyńskie media do zareagowania na tak tragiczne wydarzenie.
I udało się. Na koncercie pojawiła się telewizja olsztyńska. Wcześniej „Gazeta Olsztyńska” informowała o koncercie upamiętniającym krakowskiego pieśniarza. Do „Spichlerza” Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie przyszło tak dużo osób, że nie wszyscy się zmieścili.
Z roku na rok koncert się rozrastał. Na początku występowało siedem osób, a teraz zespół tworzy około 30 muzyków i wokalistów. Zmieniało się też miejsce koncertu. Drugi koncert odbył się w  Olsztyńskim Teatrze Lalek, a kolejne w  Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych w Olsztynie, gdzie obecnie słucha nas około pół tysiąca osób i jeszcze nie dla wszystkich starczy miejsca.
Przez te lata przekonałem się, jak ogromny wpływ na kulturę polską wywarł Marek Grechuta. Jak wiele osób słucha jego piosenek i jak żywy jest on sam pośród nas.
Gdy wraz z moimi przyjaciółmi i znajomymi tworzę coroczny koncert, nadając każdemu inny tytuł, np. „Ta ziemia taka czysta”- rok 2009, „ W moim lesie”- rok 2011 czy „Z Zamościa do Żelazowej Woli” – rok 2010 (gdy obchodziliśmy dwusetną rocznicę urodzin Fryderyka Chopina), a ostatnio „Teatr to dziwny” – rok 2013,  to ogarnia mnie radość, że mogę się podzielić emocjami, które emanują z tych wspaniałych pieśni, przypominając jednocześnie wrażliwą i szlachetną postać wielkiego artysty.
Twórczość Marka Grechuty jest bogata i piękna, a zarazem ambitna. Zmusza do myślenia i głębszej refleksji. Nie jest banalna. Ujmuje za serce, wzrusza i rozbudza wyobraźnię. Warto o niej pamiętać.                                                             Krzysztof L

 

 

Z całą pewnością oraz wielką przyjemnością powiem, że Marek Grechuta to wybitny artysta i wszechstronnie uzdolniony. Brzmienie jego utworów jest niepowtarzalne i ponadczasowe. Uwielbiam ich słuchać, bo trafiają prosto w serce i również prosto z serca płyną. Mnie osobiście, a myślę że powie tak wielu, odprężają i z uśmiechem biorę się do pracy twórczej, słuchając w miłym nastroju a moja dusza się raduje i śpiewa jak w piosence. Utwory Marka Grechuty zawsze będą miłe memu sercu.
                                                                                                                                                                                                          Małgorzata Bednarczyk.

 

 

Utwory Marka Grechuty znam, odkąd pamiętam, bo zawsze rozbrzmiewały w moim domu, były i są jedną z nici porozumienia między mną a moim Tatą.
Pisanie jest dla mnie rodzajem psychoterapii i daje możliwość obejrzenia niejako z zewnątrz wszystkich tych emocji i przemyśleń, które człowieka wypełniają. Twórczość Marka Grechuty pociąga mnie przede wszystkim ze względu na jej różnorodność tematyczną i bogactwo muzyczne. Nikt inny nie korzystał z takim rozmachem z syntezy sztuk i 
nie wykonywał projektów tak pełnych artystycznie.
                                           Anna I

 

 

Hasło "Marek Grechuta" pojawiało się w moim życiu dosyć często. Znałam Go i oceniałam na podstawie kompozycji, które trafiły do "ogólnego obiegu". Szukam w poezji szaleństwa, bólu, mroku. A kompozycje M.G. - te które znałam - były pogodne, wesołe, poprawne. W zeszłym roku, trafiłam w Internecie na informację o festiwalu im. M.G. (GRECHUTA FESTIVAL), organizowanym w ścisłej współpracy z Panią Danutą Grechutą w Krakowie. Zgłosiłam się. W ramach przygotowań do festiwalu postanowiłam przesłuchać całą dyskografię M.G., żeby znaleźć najodpowiedniejsze dla siebie piosenki. Z każdą kompozycją, z każdą  płytą mój zachwyt potęgował się coraz bardziej. :-) Ostatecznie przemiło się rozczarowałam. :-) Dziś z ręką na sercu stwierdzam, iż ten kto nie zapoznał się z całością twórczość M.G.,  nie zna Go w ogóle! I powinien jak najszybciej nadrobić zaległości! :-)
        Najbardziej urzekła mnie płyta "Szalona lokomotywa". Dla mnie to majstersztyk. Idealnie dobrane teksty. Progresywne kompozycje - szaleństwo wyobraźni. Świetni muzycy! Perfekcyjne wykonania. Obowiązkowa "lektura" dla każdego! Cały czas pozostaję pod ogromnym wrażeniem tej płyty. Jako słuchacz i wykonawca.
Twórczość M.G. to wielki wachlarz emocji, historii i kolorów... Od delikatności, nostalgii, ciepła, ulotności po drapieżność i mrok, które tak szalenie lubię. Znalazłam tam wiele siebie i wiele dla siebie. Dziś z wielką przyjemnością sięgam po Jego piosenki. Prezentuję je na festiwalach i na swoich autorskich recitalach. Hasło "Marek Grechuta" nabrało dla mnie nowego znaczenia. Nie umiem już przejść obok Jego twórczości obojętnie. Po porostu się nie da! :-)

Justyna "Jazzta" Panfilewicz
www.justynapanfilewicz.pl

 

Kiedy w moim sercu pojawiło się wielkie spustoszenie , nie od razu, ale Marek Grechuta zasiał we mnie wielkie poruszenie. Dzięki temu artyście wiem, że nawet wtedy, gdy me usta milczą śpiewa dusza. To właśnie z Nim chwytam myśli, biorę serce i wychodzę na drogę. Jestem Jego Panią, Damą, której nocą sierpniową bez końca śpiewają. Teraz wiem, że będę zbierać kwiaty, będę się uśmiechać, będę liczyć gwiazdy. Świecie nasz..., świecie nasz…, dziękuję, że ofiarowałeś nam Marka. Dziś sama sobie zadaję pytanie czy mój „związek” z Grechutą to przyjaźń, czy to już kochanie? Marku, gdy Cię nie słyszę nie wzdycham, nie płaczę. I choć świat wokół nas się zmienia, zmieniają się pory roku Marek Grechuta dla mnie zawsze pozostaje ten sam. Za co serdecznie dziękuję.
                                                                                Magdalena D – R

 

SZALONE LATA.
U schyłku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku kilku studentów wydziału architektury
Politechniki Krakowskiej postanawia zrobić coś z nadmiarem wolnego czasem.
Znużeni wykładami i ciągłym projektowaniem postanawiają założyć kabaret.
Pośród założycieli jest Jan Kanty Pawluśkiewicz,  a wkrótce dołącza cherubinkowaty
Marek Grechuta. Kabaret, a później zespół muzyczny przyjmuje nazwę Anawa. Mniej więcej w tym samym czasie Krzysztof Jasiński w tymże Krakowie tworzy studencki teatr STU.
Pod koniec lat siedemdziesiątych panowie Marek Grechuta i Jan Kanty Pawluśkiewicz nawiązują współpracę z Krzysztofem Jasińskim. Rezultatem współpracy jest decyzja o wystawieniu sztuki /dramatu/ Stanisława Ignacego Witkiewicza „Szalona lokomotywa”
Premiera sztuki w formie musicalu odbyła się w roku 1977 w cyrkowym namiocie przy ul. Rydla i jak na owe czasy było to przedsięwzięcie ogromne. Pomysłodawcom, reżyserowi i wykonawcom można było śmiało pogratulować wielkiej wyobraźni i poniekąd odwagi , a nawet brawury.
Szalona lokomotywa była wielkim sukcesem szalonych młodych ludzi w szalonych czasach.
I ja tam byłem. I ja skorzystałem bo jeszcze bardziej zainteresowałem się twórczością Marka Grechuty, ale także Stanisława Ignacego Witkiewicza .
                                          Marek Z

 

 

„Podróż”
 Gdy nie chcę przejść obojętnie
obok wieszcza Mickiewicza
wpuszczam nuty zakochanego Grechuty
i zauroczona jestem niepewnie.

Gdziekolwiek będziesz
wyślę za Tobą piosenkę.
Ważne są tylko dni
w kalendarzu nie zapisane.

 

W nich będziemy żyć długo lub szczęśliwie
pilnowani przez księżyc
aby zły duch
nie podszedł pod próg,
bo na egzorcyzm duszy
czasem za późno.

Gdy uszy w ścianach zainstalowane
zakazują rozrywania
dwóch połówek pomarańczy
na nieforemne
cztery
części.
                IRMINA W

 

 

Panie Poezji, Panie Marku.
Dziękuję
Gdybym mógł osobiście podeliberować czas z Panem i czegoś nowego o sztuce poezji się nauczyć, to byłbym kontent niezmiernie. To nauczycielowi oddaje się głos i on przemawia. W Pana przypadku czynił Pan to w melodyjny spójny i głęboki sposób. Śpiewając czasem szeptem, czasem nutą metafizyczną, w nieskończoną przestrzeń wypuszczoną. Subtelnie. I te nuty po dziś podróżują. Kilka z nich delikatnie przygarnąłem do siebie. I za nie chciałem teraz właśnie podziękować.
Pierwsza Nuta to „wiosna ach to ty”.  To dla mnie promień kwietniowego słońca. Chce mi się wtedy chcieć. Głębiej oddychać, skakać jak dziecko i……..zrzucić kilka kilogramów.
Druga nuta to „nie dokazuj”. Relacje męsko-damskie bywają pełne różnych komunikatów, często sprzecznych, odwrotnych. To taka’ zaczepna gra’.  I ta piosenka filuternie dokumentuje te przepychanki.
Trzecia Nuta, którą zatrzymałem, nosi tytuł „Dni których nie znamy”. Nazywam ją piosenką otwarcia i nadziei. Otwarcia na nową przyszłość i wzbudzenia nadziei, iż jest osiągalna.
Kolejny utwór za który dziękuję, to „Świecie nasz”. To piosenka, która daje mi wiarę w to, że świat może pójść w jasną stronę. To laudacja w kierunku ludzi, którzy mogą i potrafią w tym uczestniczyć. Swoim życiem i czynami. Bardzo chciałbym osobiście do nich należeć.
I jeszcze jedna Nuta. Sentymentalna. Raczej refleksyjna. Odpowiedzialna.

 

 

To piosenka, a właściwie wiersz K.I.Gałczyńskiego „Ocalić od zapomnienia”. Tekst,  muzyka, śpiew dotykają mojej duszy. Bo w nich się mieści tęsknota za tym, żeby być kochanym i ważnym. Kochającym i odpowiedzialnym. To przekaz, iż życie to wędrówka, podczas której spotykamy innych. Niektórych będziemy kochać jak bliźnich, a nielicznych w sposób szczególny, taką miłością poza czasem.
Panie Marku! Dziękuje za Pana Twórczość. Śpiewał Pan z serca i duszy. Czuję tak i myślę, zresztą podobnie jak wszyscy,  którzy do dzisiaj wspominają Pana. Słuchają Pana śpiewanej poezji, tekstów polskich poetów.  Jeszcze poezja nie zginęła, póki……żyją Twe aranżacje. 
                                                                                                         Piotr Ch

 

 

Będąc nastolatką sama próbowałam pisać wiersze, poezja jest bliska mojemu sercu odkąd pamiętam, a pan Marek uskrzydla teksty dodając do nich swój głos... to połączenie idealne.
Kiedy było mi źle i ciężko na duszy lubiłam czytać wiersze, ale kiedy miałam oczy pełne łez i literki zlewały się w jeden nie określony kształt wyciągałam kasetę Marka Grechuty i odpływałam... to odrywało mnie od smutków i pomagało poukładać wszystko jak należy... kiedy byłam starsza kasetę zamieniłam na płytę... a w dobie internetu doznałam szoku, że pan Marek miał tyle pięknych utworów, o których nie miałam nawet pojęcia... piosenki są ze mną do dziś... i mają takie samo działanie jak w latach młodzieńczych... odrywają od szarości dnia i są jak balsam po złym dniu... Tworząc swoje prace często puszczam muzykę pana Marka, aby poczuć wenę.... i to działa...

 

Tyle było dni do utraty sił,
Do utraty tchu tyle było chwil,
Gdy żałujesz tych, z których nie masz nic,
Jedno warto znać, jedno tylko wiedz, że...

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy,
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy...

                                               to było moje motto życiowe, przez długi czas...
                                                                                                            Iwona J

 

 

Marek Grechuta – genialny poeta i piosenkarz.
W  moim życiu, muzyka odgrywa bardzo ważną rolę, bowiem w muzyce dostrzegam nie tylko dźwięk, ale przekaz w nim zawarty. Treści zawarte w nutach, tekstach i harmonijnej melodii, wzruszają mnie, śmieszą, a czasem zasmucają. Przez muzykę, wykonawca może wyrazić swoje emocje, i podzielić się z innymi swoimi obawami i odczuciami. Zawsze lubiłam muzykę. Przez moje długie życie słuchałem różnych jej rodzajów: od jazzu klasycznego, poprzez bossa nove, muzykę  pop, rapu, po różne rodzaje rocka. Muzyka pomagała mi w walce z ciężką chorobą nowotworową, w chwilach smutku i zwątpienia. Słuchałem wówczas piosenek, moich ulubionych wykonawców – głównie Grechuty. Grechutę odbieram jako niesamowite zjawisko, wrażliwego i genialnego artystę. Absolutna szczerość i otwartość jego piosenek, pozwala się w nich głęboko zatopić. Uwielbiam go – nie zdając sobie z tego sprawy – zwłaszcza wtedy, kiedy słucham największych przebojów, z pierwszych lat jego twórczości. Spotykałem się z oceną Grechuty, w której częściej określano go jako poetę, niż jako kompozytora. I choć początkowo nie mogłem pogodzić się z takim jego zaszeregowaniem, wydaje mi się, że w pewnej przenośni jest to doskonałe określenie. Bo właśnie poeta, a nie muzyk czy malarz, jest jakby najpełniejszym wyrażeniem dla słowa "artysta".
Z jego twórczości i tego, co dowiedziałem się od niego podczas audycji radiowych, czy telewizyjnych wyciągam wniosek, że Grechuta kochał poezję całym sobą. Muzyka była dla niego zupełnie inną Muzą, a jednak potrafił swoim śpiewem doskonale wyrazić najwyższe piękno, które dostrzegał w poezji. W swojej piosence śpiewał: "Jesteś zielenią mą, jesteś błękitem mym, dobra poezjo, sługo  życia, ponad światem złym..." To właśnie osobliwe uwielbienie składane przez artystę – poezji.
       Jego geniusz wyrażał się w absolutnym słuchu zarówno do muzyki, jak i do poezji, w  umiejętności takiego łączenia i tworzenia syntezy tekstu poetyckiego z muzyką, że każdy z tych elementów wspierał drugi i jakby jeszcze dodatkowo podkreślał jego piękno. W Grechucie dostrzegam niespotykany talent tworzenia. U niego każda płyta to było nowe objawienie, nowa przygoda. (…)gdybyśmy słuchali tych płyt osobno, nie mając świadomości, że tworzył je jeden artysta - moglibyśmy śmiało przyjąć, że to zupełnie różni ludzie w różnym czasie.
       Jednym z głównych aspektów twórczości Grechuty, jest miłość do żony Danuty. Piosenka, pt: „Nieoceniona”, z jego późniejszego okresu, to moja ulubiona piosenka. Również utwór "Będziesz moją panią", i to, czy śpiewane przez zakochanego młodego Marka, czy później po latach, przez dojrzałego mężczyznę, zawsze mnie wzrusza, chwyta za serce i wywołuje mimowolny, szeroki, rozrzewniony uśmiech. Bo słowa piosenki są proste – kiedy słucham jej, słowa i melodia – trafia wprost do mojej duszy i serca. Słowa o tym, że "jesteś najpiękniejsza ze wszystkich", "to było przeznaczenie", "jestem szalonym szczęściarzem", "kocham cię", są banalnie proste, a przecież wyrażają niewyobrażalnie dużo. Tylko mistrz poezji, ze zdanie: "Będę z tobą  tańczyć, bajki opowiadać" potrafi uczynić coś, co jest autentycznie piękne. Temat miłości zawsze był w jego twórczości bardzo ważny, uważam, że był genialnym wykonawcą piosenki miłosnej. „Będziesz zbierać kwiaty, będziesz się uśmiechać, będziesz liczyć gwiazdy, będziesz na mnie czekać..."  Tej samej kobiecie, bodaj po dwudziestu latach śpiewa: "Na pewno się spotkamy - miłość drogę zna", "Kiedy mnie pytasz, czym jest miłość, mówię - tobą jest..." albo "Cicha jak sen, dobra jak ten promyk jej ciepłych oczu, Wierna jak cień w pogodny dzień..." ..        Utwory, które rozkochały mnie w poezji i muzyce Grechuty, to wiersze do muzyki Pawluśkiewicza "Tango Anawa", "Nie dokazuj", "W dzikie wino zaplątani", "Dni, których nie znamy", "Świecie nasz" , to utwory, które rozsławiły Grechutę, od początku pełniły ważną rolę w repertuarze piosenkarza. Tutaj należało by jeszcze wspomnieć takie szlagiery, jak:  "Jeszcze pożyjemy", "Godzinę miłowania" , "Muzę pomyślności”, czy   „Dni których nie znamy". Dla mnie, utwory te, mają  w sobie coś bardzo przekonującego – a muzyka i śpiew czynią z nich małe arcydzieła. I choć wiersze napisane są prostym językiem, zachwycają głębią poezji. Oczywiście nie znaczy to wcale, że teksty są banalne albo głupie - to właśnie ich poziom "intelektualny" czyni z piosenek takie szlagiery. Grechuta, nigdy nie zatracił ciepła ani otwartości na innych ludzi.
       Byłem na koncercie Grechuty. Podszedł do fortepianu, spod palców wybuchła mu burza dźwięków, mocnych, niecierpliwych, targanych niespokojnym rytmem. Muzyka wypowiadała wyraźniej duszę grającego, niż spętane więzią taktu utwory.
I nagle zrozumiałem, co Grechuta chce wypowiedzieć swoją muzyką. Przebiegł mnie dreszcz. Marek grał z niesłabnącą energią. Widziałem jego podniesione ramiona i odsunięte na zewnątrz łokcie. Raz po raz odrzucał do tyłu głowę. Czułem jak w melodię przelewają się wewnętrzne uczucia tego człowieka, bolesne, gorzkie doświadczenie, jak walczy ze swą słabością. Chciał sięgnąć aż do dna rzeczywistości, chciał odnaleźć sens – prawdziwy sens życia, który zdawało się być wszelkiemu sensowi obce.
        Ogarnęło mnie wzruszenie. Łzy napłynęły do oczu i zbiegły kroplami po policzkach. Nie obcierałem ich. Ileż spraw jest pomieszanych ze sobą na tym świecie. I czym jest życie?. Nieustanną walką między miłością a śmiercią. Ludzie przychodzą i odchodzą, miłość wybucha i gaśnie.
Dla mnie przejmującym jest, jego ostatnie nagranie "Niech będzie imię twe błogosławione" do słów Karola Wojtyły. W najtrudniejszym okresie mojej choroby, w głębokiej depresji z przejęciem słuchałem tej piosenki, w której Grechuta z ufnością zwraca się do Boga, który już wkrótce miał go przyjąć. To ostatnie wyznanie wiary bardzo doświadczonego przez los człowieka, które zamyka jego karierę, stało się moją swoistą modlitwą o powrót do zdrowia. I zostało wysłuchane.
Izabela Okrój o Grechucie, w swoim artykule napisała: „Ten skromny i niesłychanie wrażliwy człowiek był kimś  znacznie więcej niż tylko piosenkarzem - był kimś, kto stał się przewodnikiem po świecie emocji, nazywając z delikatnością uczucia, stawiając pytania. Nie ulegał modom, czarował słowem i dźwiękiem jakby z innego świata. Nadawał przez lata codzienności zapach, nastrój. Opisywał tęsknoty, szlachetnym prostym słowem i ogromnym ładunkiem wrażliwości, ale i charyzmy”
Dla mnie Grechuta jest, jednym z najbardziej oryginalnych artystów polskiej muzyki popularnej. Interpretował zarówno własne teksty, jak i wiersze polskich poetów od przełomu poprzednich wieków do współczesności, współpracował z wieloma wybitnymi instrumentalistami. Łączył elementy rocka progresywnego i nowoczesnego jazzu z elementami muzyki etnicznej czy klasycznej. Wpisał się do największych indywidualności polskiej sceny muzycznej, pozostając jednak zawsze poza jej głównym nurtem.
                                                                 Jan Ch, Warszawa Wesoła 26.06.2014 roku.